Jako, iż "Karczma" to rozmowa o wszystkim, w każdy (byle z zachowaniem kultury) sposób, to chciałem się podzielić swoimi "recenzjami" z czasów, kiedy chodziłem do gimnazjum. Wyraz "recenzje" dałem w "cudzysłów", iż nie są to recenzje z prawdziwego zdarzenia, jednak nie można tego nazwać opinią autora o filmie/grze. Recenzji mam troszke (z 25), jeżeli mi się uda, to podziele się wszystkimi. Będę sie starał dodawać je codziennie.
Tak więc na pierwszy ogień idzie recenzja z filmu "Armia Wilków".
Jeden z Wilkołaków.
Dziś, po długiej przerwie zajme się recenzją brytyjskiego filmu noszącego tytuł "Armia Wilków".
Nie wiem czemu, ale w historii światowej kinematografii powstało mało filmów o tematyce Wilkołaków. Temat "nadprzyrodzonych zjaw i bestii" dominują zombie, tuż za nimi znajdują się wampiry (popularne dzięki sadze Underworld i filmie Van Helsing). Chociaż tytułowy Van Helsing walczy z wampirami, to w filmie pojawia się również wilkołak.
Dobra, ma to być recenzja dzieła Neila Marshalla, a nie filmu Van Helsing.
"Spoon" - moja ulubiona postać w filmie.
Po krótko przedstawie banalną fabułę Armii Wilków. Grupa sześciu brytyjskich komandosów zostaje wysłana w szkockie góry z misją treningową. Początkowo wszystko przebiega zgodnie z planem, dopóki nie trafiają następnego dnia do obozu swojego przeciwnika i zastają tam pełno krwi i flaków. Misja treningowa zmienia się w walkę na śmierć i życie. Komandosi znajdują schronienie w opuszczonej farmie. Aby przeżyć muszą przeczekać do świtu.
Na początek, mimo banalnej fabuły podoba mi się, że w role ofiar wcielono komandosów, a nie grupe nastolatków, która nagle zostaje zaatakowana przez bestie. Osobiście nie lubię filmów, gdzie bohaterami są młodociane pary, jak ma to miejsce w np. filmie "Zemsta Niedźwiedzicy".
Same wilkołaki nie zostały stworzone przy udziale efektów cyfrowych, co moim zdaniem zasługuje na plus. Nie lubie filmów, z "wypasionymi" efektami komputerowymi, niczym Matrix czy Incepcja.
"Spoon" i Likantropes - jedna z moich ulubionych scen w filmie.
Inaczej, bo nie co gorzej wygląda gra aktorska. Aktorzy nie mają tutaj za wiele do grania, bo głównie strzelają, jednak to właśnie nie powala. Na plus zasługuje muzyka, idealnie wkomponowana w sceny, mające miejsce na ekranie.
Główny bohater - Cooper.
Sam film, pomimo, że jest horrorem klasy B prezentuje się swietnie, w moim odczuciu lepiej, niż część wysoko budżetowych filmów. Połączenie horroru z elementami komediowymi idealnie wyszło i film posiada specyficzny klimat. Wystarczy szybko się w niego wczuć, a uznacie, że wybór tego filmu do obejrzenia nie był błędem.
* Tak wiem, praca marniutka, jednak z nudów to publikuję *